czwartek, 21 lutego 2013

Szczera rozmowa


Debera chodziła w kółko przed pokojem Jaxoma, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem.
-Hej! Idziesz na obiad-z jej jakże ciekawego zajęcia wyrwała ją Sawana.
-Yyyy… Co?- odparła inteligentnie. 
-Pytałam czy idziesz na obiad, nie jesz chyba od dwóch dni. Co się z tobą dzieje?
-Nic, tylko…- zaczęła lecz przerwał jej Max:
-Ona po prostu się martwi- powiedział obejmując Sawanę ramieniem.
-Wcale się nie martwię!-Wrzasnęła na niego. 
-A właśnie że się marwisz-odpowiedział spokojnie 
-A właśnie że nie!
-A właśnie że tak! 
I taka wymiana zdań mogłaby się ciągnąć pies wie ile, ale przerwała ją milcząca dotąd Sawana:
-Nie wiem jak wy ale ja umieram z głodu. Idziecie ze mną czy jeszcze długo będziecie się tak wydurniać ?!
-No dobra wrócimy do tej rozmowy później.-uciął Max i wszyscy poszli do kuchni. 
 Dwa dni wcześniej…
 -No proszę ja chcę tylko zobaczyć się z Samaranthem- mówił Jaxom do Clisera i Rangula- Nie pozwalacie mi się ruszyć z mojego pokoju nawet do kuchni.  Zrozumcie! Chcę tylko zobaczyć swojego smoka!!! 
-Chłopcze, zostałeś poważnie ranny i nie mo... 
-Nie obchodzi mnie to! Poza tym nic mnie nie boli! 
-Bo dali ci lek znieczulający możesz coś sobie zrobić nie wiedząc o tym! -powiedział Rangul
-Od kiedy to władca tak się martwi o swoich jeźdźców?! 
-Od zawsze! I nie tym tonem, smarkaczu!-I tak zaczęła się ich kłótnia. Cliser próbował załagodzić sprawę. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a w nich stanęła Debera. 
-Dosyć!-wrzasnęła rozwścieczona.
-Debera! Jak się cieszę że cię widzę...-zaczął Jax 
-Nie podlizuj się!-warknęła-Wytłumaczcie dlaczego wasze smoki nie dają spokoju Rillneth!  
-Bo... no... chcę zobaczyć się z Samaranthem, ale oni mi nie pozwalają! 
-I oto ta cała kłótnia?!- zapytała- Wystarczyło mnie zawołać, bo przecież to ja odpowiadam za stan jeźdźców, a nie ty Rangul.- przypomniała mu delikatnie.
-I co!? Zamierzasz dać mu wyjść!? Przecież…
-Tak zamierzam. Nie wiem jak ty, ale ja nie zniosłabym tak długiej rozłąki z moją smoczycą. I mała rada na przyszłość: Nigdy więcej nie podnoś na mnie głosu!- Wrzasnęła na niego z furią.- A ty tak się nie szczerz Jaxom, bo ci te ząbki wylecą. To że się zgodziłam, nie oznacza że nie mogę zmienić zdania, poza tym nie określiłam dokładnego czasu twoich odwiedzin. A teraz jazda stąd! Mówicie mu ze jest za słaby by zobaczyć się ze swoim smokiem a nie dajecie mu odpocząć! 
   Natychmiast wyszli. Woleli nie denerwować jej bardziej. Ona też już zamierzała wyjść, ale Jaxom chwycił za jej dłoń i powiedział ledwie słyszalnym szeptem: 
-Dziękuję.-po czym puścił jej dłoń. 
 Ona bez słowa wyszła z jego pokoju i pobiegła na lekcje z Rangulem. Nie chciała żeby znów wygłaszał przemówienie o tym jaka to Władczyni Wyspy musi być punktualna. Debera szczerze nienawidziła tych lekcji. Uważała że Rangul źle wykorzystuje dyscyplinę. Natomiast dyscyplina stosowana przez Jaxoma, była według niej jak najbardziej słuszna. Nie dość że chłopak wierzył w Tradycję i Prawa to jeszcze je rozumiał. Jaxom… zbyt często pojawiał się w jej myślach. Musi na niego uważać. Na samym początku go lubiła, potem nienawidziła, a później już sama nie wiedziała co o nim myśleć.    

 Po lekcji ( na której ledwo nie usnęła ) poszła do Jaxoma, by powiadomić go o terminie jego spotkania ze smokiem. Niestety nie zastała go w pokoju. Wyszła szybkim krokiem na korytarz i zobaczyła Sawanę. Zapytała się jej czy wie może kiedy chłopak poszedł do swego smoka. Ta odpowiedziała: 
-Nie. Debera możemy porozmawiać? 
-Jasne, Saw. U mnie czy u ciebie? 
-Może u ciebie. Tam nie będzie nam nikt przeszkadzał. 
-Dobra. 
 Gdy były już w pokoju i usiadły na jej łóżku Debera od razu zapytała:
-O czym chciałaś porozmawiać? 
-O dwóch rzeczach. –powiedziała. 
-Wal. 
-Słuchaj… bo wiesz… ja… 
-Tak…-ponagliła ją. 
-Bo Max… poprosił mnie o rękę i ……
-Ale się cieszę!- pisnęła Debera rzucając się przyjaciółce na szyję. –O przepraszam. Zdaje mi się że ci przeszkodziłam. 
-Chciałam ci się zapytać… czy zostaniesz moją świadkową? 
-Jasne.-ucieszyła się-Kiedy ci się oświadczył?-Zapytała kładąc się na łóżku
-Wczoraj…-powiedziała i idąc za jej przykładem położyła się obok niej. 
-Wczoraj?! I ty mówisz mi o tym dopiero dzisiaj?-zapytała lekko rozdrażniona. 
-Bo to było późno wieczorem. Nie chciałam cię budzić. 
-Dobra nieważne. Opowiadaj jak było! 
-No więc najpierw zaprosił mnie na kolację. Nie myślałam że będzie to coś specjalnego, bo ostatnio często jadaliśmy razem. Przyszedł po mnie o 20, a potem polecieliśmy na Gadarencie do pobliskej warowni. Myślałam że zjemy coś w jakimś barze, ale on zabrał mnie do takiej ładnej restauracji. Zamówiliśmy pieczyste i butelkę wina z Warowni Felan  69 rocznik. Potem poszliśmy nad tamtejsze jeziorko. Usiedliśmy na kocu i patrzyliśmy w gwiazdy. I Max w pewnym momencie uklęknął i zapytał czy wyjdę za niego. Nie mogłam się odezwać. Tak mnie zatkało. On pomyślał że nie chcę więc powiedział, że rozumie. Wtedy ja rzuciłam mu się na szyję. Byłam taka szczęśliwa. I teraz też jestem bo się zgodziłaś.-zakończyła swój monolog ze łzami w oczach. 
- Jak ja mogłabym się nie zgodzić, Saw? Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką. 
-Wiem. Jest jeszcze druga sprawa o której chciałam z tobą porozmawiać. 
-Tak? 
-Co się z tobą dzieje?-widząc jej niczego nie rozumiejącą minę dodała- Ostatnio dziwnie się zachowujesz. I nie mów mi że się martwisz o Jaxa, bo on czuje się dobrze, ma tylko parę zadrapań. Albo jesteś zła na cały świat, albo jesteś tak miła jak tylko potrafisz. Masz humory jak kobieta w ciąży. Co się dzieję? 
-Nie wiem. Po prostu nie wiem.-powiedziała lekko łamiącym się głosem. 
-Ja mam pewne podejrzenia . 
-Jakie? 
-Wiesz… Rillneth wykluła się około 2 lata temu, nie? 
-No, tak ale co to ma wspólnego z moim zachowaniem ?
-Jest już wystarczająco duża by wznieść się do lotu godowego… 
-Ale … ona dopiero co się wykluła… 
- Samaranth powrócił-Debera usłyszała mentalny głos Rillneth-Zaraz dostanie nauczkę! Nie powinien bez mojej zgody opuszczać swojego legowiska! 
-Debera ty mnie w ogóle słuchasz?!-Krzyknęła Sawana 
-Tak, tak. Przepraszam, Rillneth jest w złym nastroju. Pójdę do niej. 
-Dobrze. Tylko uważaj na siebie-powiedziała łagodnie
                               ***

-Jaxom!Czy tobie na mózg padło, czy co?!-powiedziała Debera.
-Hmmm.Co?Nie. Widziałaś Rangula? 
-Rangula? Od niego też chcesz oberwać? 
-Nie, tylko jak byłem na ... hmmm, mojej drobnej przejażdżce zobaczyłem coś niepokojącego.-powiedział ze spokojem. 
-Czyli co dokładnie? 
-Myślę, że lepiej będzie jeśli to powiem, Rangulowi. 
-Mów!Albo obiecuję ci, że do reszty twojego nędznego życia, jedyną twoją przejażdżką na smoku będzie ta w otchłań!-wykrzyczała dziewczyna. 
-No, dobrze.Skoro tak chcesz wiedzieć to zobaczyłem, że...  





Przepraszam, że tak długo nie było żadnych notek, ale myślałam , że nikt tego nie czyta. A tu proszę, okazało się, że jednak ktoś czyta. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze. Mam nadzieję, że się spodoba.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Renegaci


Debera po tym jak uciekła , chociaż nie ona raczej dyskretnie się wycofała. Przynajmniej według niej. Poszła do pobliskiego lasu. Sama nie wiedziała dlaczego tak się zachowała. Nagle ktoś zakrył jej usta dłonią, a ktoś inny w tym samym czasie wyskoczył zza krzaków.
-Bierzemy ją do szefa.- powiedział męski głos- Tylko się nie wierć.
Ale ona nie słuchała, próbowała się wyrwać nawet krzyknęła. Poczuła uderzenie w okolicy szyi. Potem już nic nie pamiętała.
***
Jaxom jeszcze trochę siedział na dziedzińcu. W końcu gdy wszyscy poszli poszedł na pastwisko, miejsce lądowań wszystkich smoków. Teraz były tam tylko dwa smoki, Samaranth i Carenth.
-Czyli Debera jeszcze nie odleciała.- powiedział do siebie. Chciał zapytać się swojego smoka o miejsce pobytu tej dziewczyny, ale zauważył że smok pogrążony jest we śnie. Podszedł do Tilona słaniającego się na nogach od dzisiejszej zabawy.
-Leć do domu, bo jeszcze spadniesz w otchłań podczas lotu.- powiedział do kolegi ze skrzydła z ironicznym uśmieszkiem.
-Aaalee Debera… Ja miałem ją odwieść- powiedział ziewając.
- Ja ją odwiozę. Samaranth śpi a ja tu na nią poczekam.
- Dzięki jestem ci winien przysługę. A i nie pozabijajcie się- powiedział podnosząc lekko kąciki ust nadając im bezczelny uśmiech.
Jax pożegnał się, oparł się plecami o łapę Samarantha i usnął.  
***
Dziewczyna odzyskała przytomność. Zorientowała się że jest przywiązana do drzewa. Na szczęście słabo. Usłyszała czyjeś szepty:
- Co z nią robimy?
- Najpierw dowiem się kim jest, a potem jest wasza.
- No to będzie zabawa.
-Ładniutka jest.
Potem usłyszała ich obleśne śmiechy. Zaczęła się wiercić by poluzować liny. Gdy jej się to udało zdjęła szpilki, rozdarła suknię z boku by móc wygodnie biec i uciekła. Nagle usłyszała wrzask::
- Gdzie ona do cholery jest?!
Zamarła. Ale zaczęła biec dalej bo zobaczyła że ją gonią. W pewnej chwili upadła i rozcięła rękę oraz głowę szybko się podniosła i pobiegła dalej. Nagle wpadła na pomysł.
-Samaranth, Samaranth !!! Potrzebuję cię!!!- wrzeszczała w myślach
Nie zadziałało. Smok spał. Spróbowała jeszcze raz tym razem odezwała się do Rillneth by obudziła Samarantha i powiedziała mu o obecnej sytuacji.
***
Samaranth zerwał się nagle i powiedział swojemu jeźdźcowi by wsiadał szybko bo odleci bez niego.
Jaxom posłuchał smoka nie pytając o co chodzi, bo słyszał po tonie że nie ma co z nim dyskutować.
Wznieśli się na odpowiednią wysokości i weszli w otchłań. Pojawili się w lesie. Chłopak był zmieszany. Zeskoczył ze smoka i poszedł przed siebie by się rozejrzeć. Zastanawiał się dlaczego smok tak nagle wyrwał się z drzemki i teraz przedziera się przez las. Nagle zobaczył umorusaną, całą w krwi dziewczynę biegnącą w ich kierunku.
-Debera ? Debera! – krzyknął z troską w głosie widząc opłakany stan dziewczyny. Chwilę potem wpadła mu w ramiona z łzami w oczach prosząc by ją z tond zabrał. Nie rozumiał co ją tak przeraziło gdy nagle zobaczył dwóch zbirów z mieczami biegnących w ich kierunku. Zasłonił ją własnym ciałem i kazał jej biec do Samarantha który się do nich przedzierał. Z niechęcią zrobiła jak kazał. Chciała tu być. Nie chciała by narażał się dla niej. Gdy dotarła do Samarantha ten głośno ryknął dając do zrozumienia że jego jeźdźcowi coś się stało. Kiedy dotarli tam gdzie zostawiła Jaxa zobaczyła go leżącego bez ruch na ziemi. Na szczęście, a może nieszczęście renegaci uciekli. Debera podbiegła do chłopaka by sprawdzić co mu jest. Uklękła obok niego prosząc go by nie zasypiał. Położyła sobie jego głowę na kolanach mrucząc przez łzy że wszystko będzie dobrze. Czekała na pomoc Rillneth postawiła na nogi całą smoczą wyspę. Niestety sama nie czuła się za dobrze. Jej rany krwawiły obficie. Zobaczyła na horyzoncie smoczych ludzi, ale oni ich nie widzieli. Ostatkiem sił wstała i krzyknęła ,,Hej tutaj!” po czym zemdlała.  
                                              *** 
Dziewczyna obudziła się w swojej komnacie na łóżku z zabandażowaną głową i ręką. Przy stoliku stała Sawana i Cliser . 
-Kiedy się obudzi? Śpi już tak długo.-powiedziała jej przyjaciółka z troską w głosie.
-Spokojnie. Powinna obudzić się za dzień może dwa. Po prostu straciła dużo krwi, ale nic poza tym.-odpowiedział spokojnie lekarz.-Muszę jeszcze zajrzeć do Jaxoma, on jest w gorszym stanie. Gdyby coś się działo podaj jej rasamu*, a gdyby rany się otworzyły zawołaj Manorę.
-Dobrze.
Gdy tylko wyszedł dziewczyna od razu usiadła i zapytała: 
-Ile konkretnie spałam. 
-Debera!-przyjaciółka rzuciła jej się na szyję-Nic ci nie jest? 
-Jeśli mnie zaraz nie puścisz to się uduszę.
-O! Przepraszam. 
-Odpowiesz mi na pytanie 
- Spałaś cztery dni…
-Co?!
-Powiedziałam ż..
-Wiem co powiedziałaś. Co z Jaxomem?
Sawana wyraźnie posmutniała.
-Nie powinnaś się dener…
-Co z nim?!-przerwała.
-Cliser mówił że nie powinnaś..
-Nie obchodzie mnie co mówi Cliser!- przerwała jej kolejny raz.
-Posłuchaj…
-Nie! To ty posłuchaj. Rozumiem, że się martwisz , ale to wszystko przeze mnie!-i znowu.
-Właśnie, że nie przez ciebie.- próbowała ją uspokoić.
-A właśnie że tak! Gdybym tam nie poszła, gdybym wtedy z nim została, gdybym nie zachowała się jak tchórz…
-Nie jesteś tchórzem!-tym razem to Sawana przerwała Deberze-A gdybyś tam została mogłabyś zginąć …
-Zrozum, ja muszę wiedzieć w jakim jest stanie!- powiedziała z łzami w oczach, ale szybko rozproszyła je mruganiem.
-Ehh.Jak ty się uprzesz… Przypomnij mi dlaczego się z tobą przyjaźnię?- powiedziała z sarkazmem
-Bo jestem złośliwa, wredna, bezczelna… Oh.Za dużo by wymieniać. A więc co z nim?
-Ja dokładnie nie wiem, ale jest z nim źle. Znaczy gorzej niż z tobą. Jeśli chcesz wiedzieć więcej poczekaj na Clisera…
-Nie mam zamiaru czekać-mówiąc to próbowała wstać ale zakręciło jej się w głowie i upadła na łóżko.
-O nie nigdzie nie idziesz!-powiedziała z udawaną srogością.
-Mhm. Masz rację. Mam do ciebie prośbę.
-Jaką?
-Ja tu U M I E R A M z G Ł O D U! Przyniosłabyś mi coś do jedzenia.
-Oczywiście.-powiedziała śmiejąc się.
Gdy tylko Sawana zniknęła za drzwiami Debera narzuciła na siebie pierwszą lepszą tunikę i włożyła jeździeckie spodnie. Potem podpierając się ścian szybko pomknęła korytarzem do pokoju Jaxoma. Przed drzwiami stała kobieta w podeszłym wieku. Była to jedna z uzdrawiaczek warowni którą tu zapewne przysłali. Pfff. Jakby nie wiedzieli że smoczymi ludźmi zajmie się uzdrawiacz smoczej wyspy, a ta kobieta wyglądała strasznie nieprzyjemnie. Pomarszczona, pociągła twarz, ohydny grymas na buzi, nos jak u orła, a oczy błyszczały złowrogo.
-Przepraszam, czy mogę do niego wejść?- spytała niezwykle grzecznie Debera lecz gdy używała tego słodkiego tonu chciała być szczególnie złośliwa.
-Nie! Nikt oprócz rodziny nie może tam wejść.-gdy zorientowała się że dziewczyna nadal tam stoi odezwała się jeszcze bardziej (jeśli to w ogóle możliwe)nieprzyjemnym tonem-Jeszcze tu jesteś wstrętna dziewucho!!?
-Czy mogłaby pani coś mu przekazać?- kiedy ta skinęła głową powiedziała- Niech pani mu przekaże, że przyszła go odwiedzić Władczyni Smoczej Wyspy Felan.- Debera z satysfakcją patrzyła na mine tego wstrętnego babsztyla, kiedy dowiaduje się z kim ma do czynienie.
-Ja,ja…. Przepraszam…nie wiedziałam..- powiedziała ze skruchą
-Dobra, a teraz mnie przepuść- powiedziała mając już rękę na klamce.
Gdy otworzyła drzwi zobaczyła Maksa siedzącego, a raczej śpiącego na stołku. Podeszła do niego, delikatnie dotknęła jego ramienia i powiedziała:
-Idź już, ja przy nim posiedzę-gdy ten poczuł czyjś dotyk momentalnie się obudził.
-Debera!!!-wrzasnął
-Nie wrzeszcz jeszcze go obudzisz!-skarciła go.
-Nie krzyczałbym gdybyś mnie nie przestraszyła!-odpowiedział z wyrzutem.
-Nie. Nie krzyczałbyś gdybyś nie spał.-powiedziała spokojnie.
-Co ty tu robisz powinnaś być w łóżku-stwierdził-Sawana cię tu puściła?
- Po pierwsze: to tak jak ty. Usypiasz na stojąco, a po drugie: można powiedzieć że tak.
-Czyli Saw, nie wie że tu jesteś tak?
-Pewnie się domyśla.
-Czyli zrobiłaś ją w balona.
-No w pewnym sensie.-słysząc ton jakim to powiedziała ryknął niepochamowanym śmiechem.Za co dostał w swój pusty łeb.
-Za co?-powiedział masując jednocześnie miejsce uderzenia.
-Mówiłam już. Mogłeś go obudzić-nie wiedziała o jednym. Jaxom nie spał i przyglądał się tej scenie, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
-Dobra, lepiej już pójdę-rzekł-Tylko jakby tobie się pogorszyło to zawołaj Helgę.
-Tą wstrętną babę?!
-Nie, tą miłą blondynkę- powiedział z sarkazmem.
-Jeśli ci życie miłe wyjdź z tond natychmiast-odpowiedziała z udawaną wściekłością, a on wyszedł.
Debera wzięła krzesło i usiadła obok chłopaka. Siedzieli przez chwilę w ciszy. Potem dziewczyna wzięła delikatnie jego dłoń w swoje i powiedziała:
-Przepraszam cię, tak bardzo cię przepraszam. To wszystko przeze mnie-nie mogła powstrzymać łez cisnących jej się do oczu. Chłopak widząc to, mimo bólu usiadł i wytarł jej łzy wierzchem dłoni. Pokochał ją za jej dumę, nieustępliwość, pewność siebie i odwagę. A teraz może to wszystko stracić. Przyciągnął ją do siebie i zmusił ją do spojrzenia mu w oczy. Patrzyła tylko trochę a, potem wtulając się w jego torus cicho płakała i mówiła przez cały czas że to jej wina. On ją tylko delikatnie przytulił i powiedział:
-To nie twoja wina- powiedział tak stanowczo że aż na niego spojrzała-Dzięki tobie już wiemy kto stoi za okradaniem mniejszych warowni i napady na przypadkowych ludzi.
-Mogłam tam chociaż z tobą zostać…
-Zrobiłaś to co było trzeba- powiedział i uśmiechnął się blado. Odwzajemniła uśmiech i zapytała:
-Naprawdę tak myślisz?
-Oczywiście…
-A wybaczysz mi kiedyś…
-Kiedy ja się na ciebie nigdy nie gniewałem-słysząc te słowa na jej twarzy zagościł szczery uśmiech. Nagle Jaxom upadł na poduszki, i przestał oddychć a przerażona dziewczyna zaczęła wołać o pomoc kiedy chłopak nagle wybuchł śmiechem.
-Ty debilu, przestraszyłeś mnie- wrzasnęła na co ten zaśmiał się jeszcze głośniej za co później oberwał poduszką.

                                    ***
W tym samym czasie...
 Max tak jak powiedziała Debera postanowił się położyć, ale najpierw poszedł coś zjeść. W drodze do kuchni natknął się na Sawnanę z tacką w ręku.
-Oj, przepraszam nie widziałeś gdzieś Debery? Miałam jej to zanieść, ale kiedy weszłam do jej pokoju jej tam nie było…
-Spokojnie nic jej nie jest.
-Ale GDZIE ona jest?!
-A dostanę buziaka?
-A zasłużyłeś?
-No cóż, jak chcesz to szukaj jej dalej…
-Och, no dobra-powiedziała i pocałowała go w policzek.
-Tylko w policzek?-zapytał z żalem.
-Nie mówiłeś jaki to ma być całus-odpowiedziała z figlarnym uśmiechem na twarzy.-A teraz mów gdzie ona jest, bo już nigdy żadnego całusa nie dostaniesz!
-Spokojnie kochanie. Jest z Jaxem.
-Sama?!
-No raczej.
-Czy ty kompletnie oszalałeś!? Zostawić tych dwoje samych?! Przecież oni się pozabijają!!! –Nawrzeszczała na niego.
-Spokojnie. Joxom ją lubi…
-No lubi ją jak pies kota!
-Nie. On ją lubi lubi…
-Dobra, on ją lubi, ale ona jego nie. Debera nie wytrzyma minuty żeby go nie wyprowadzić z równowagi. Wiesz jaka jest…
- Wiem, ale według mnie się trochę zmieniła…-widząc jej minę dodał-Jak chcesz możemy tam pójść
Gdy byli już pod drzwiami usłyszeli wściekły głos Debery:
-Ty debilu, przestraszyłeś mnie!- po czym w tle zabrzmiał głośny śmiech. Kiedy weszli do środka zobaczyli Deberę trzymającą poduszkę w rękach nad roześmianą głową Jaxoma. Nagle do pokoju wpadł rozwścieczony Rangul.
-Skoro już jesteście zdrowi to wracać do swoich obowiązków! Przez was za dwa tygodnie będą tu wojska lorda Terona!- krzyczał Władca tej wyspy.
-W tym czasie możesz zwołać Radę- powiedział Jaxom-Wielka Rada Lordów zabroni mu ataku zbrojnego na Smoczą Wyspę.
-Nie pouczaj mnie szczeniaku!- wrzasnął na niego- A poza tym Lordowie zechcą się do niego przyłączyć! Było trzeba nie opuszczać kwatery, idioci!!!
Słysząc te słowa wszyscy tylko mocno zacisnęli zęby wiedząc że są niżsi rangą. Tylko Debera wstała i podeszła do niego, jej oczy ciskały błyskawice, a usta przybrały groźny grymas.
-Nikt, nie będzie mnie i moich przyjaciół w ten sposób obrażał!!! Jeżeli ktoś tu jest idiotą to tylko ty! Zbliża się Opad a ty martwisz się wojskami jakiegoś lorda!?
-Opad nie wróci!!! A poza tym nie zapomnij z kim masz do czynienia!
-Z kim?! Ze starym głupcem! Za niedługo Rillneth wzniesie się do godów, a ja nie pozwolę by poleciała z Hathem! A i to ty nie zapominaj z kim masz do czynienia! Z tego co wiem to ja dosiadam królowej a nie ty!!!-mówiła tak wściekle że Rangul zaczerwienił się po same uszy i wyszedł bez słowa.
Max i Sawana patrzyli na nią z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami, a Jax tylko się uśmiechał i patrzył na nią dumnie.
-No co? Czemu się tak na mnie patrzycie?
-Bo ty… a on wtedy no i potem ty…-dukał Max
-Wiedziałam że jesteś wybuchowa ale od tej strony cię nie znałam…-teraz Sawana próbowała jej pogratulować.
-Ładna przemowa- powiedział Jaxom.
-Dzięki. A teraz pójdę do Rillneth. Niepokoi się o mnie. Cześć! –pomachała dłonią na pożegnanie i dumnym krokiem.
                                    ***
 -Nic ci nie jest?- zapytała z troską w głosie złota smoczca.
-Nie Nic mi nie jest, a ty jak się czujesz?-odpowiedziała Debera.
-.Też dobrze tylko trochę się martwię.
-O co?
-O ciebie, mogłaś tam zginąć. To byli źli ludzie, bardzo źli.
-Ale nic mi nie jest. Koniec. Kropka. Temat skończony.
-Dobrze. Pójdę popływać, a potem spać.
-Dobranoc i miłej kąpieli.
-Nawzajem. Powinnaś odpocząć.
-Wiem, ale martwię się o Jaxa.
-Gdyby coś się stało ja i Samaranth cię obudzimy, a teraz idź spać.
- Dobrze.-powiedziała i poszła się położyć. Gdy tylko się przykryła usnęła. 

Zgromadzenie


( dzień Zgromadzenia)
- Sawana! Sawana! - krzyczał Max, po chwili rezygnując- Debera! 
- Nie drzyj mordy, jestem obok.- powiedział nikt inny jak nie ona. 
-Nie widziałaś Sawany, przecież to twoją przyjaciółka?- zapytał
-Widziałam.
-A wiesz gdzie teraz jest? 
-A wiem.
-A powiesz gdzie jest?!- spytał lekko zdenerwowany Max.Ta kobieta każdemu umie grać na nerwach. 
-Powiem jak ty powiesz po co ją szukasz.
-Ja ...ja ...chciałem jej coś powiedzieć- wydukał czerwieniąc się.
-A nie ma to coś wspólnego ze Zgromadzeniem? 
-Może ma może nie...- powiedział nie spuszczając wzroku z podłogi.
-Jest na obiedzie- powiedziała chichocząc
-Tam jej nie ma! 
- Bo jest u siebie w kwaterze, a teraz leć do niej, nim kto inny ją zaprosi! 
-Dzięki!- krzyknął za sobą.   
*** 


 Debera  poszła do Manory zobaczyć jak tam jej suknia na dzisiejszy wieczór. Po długich namowach Sawany zgodziła się iść na Zgromadzenie.Wracając do kreacji. Była to długa morsko-zielona suknia z gorsetem i długimi rękawami. Manora przeszła samą siebie. Materiał z którego suknia była wykonana był miły i
 miękki w dotyku, a w dodatku ciepły. Co jak co, ale był środek zimy, a i Warownia Han Rahan nie należała do najcieplejszych. Jakże Debera się cieszyła że to nie Wyląg ani Zgromadzenie w w Warowni Felan, bo musiałaby tańczyć z Rangulem. Taka Tradycja ( to słowo zaczynało przyprawiać Deberę o mdłości ), że Władca i Władczyni muszą zatańczyć jeden taniec.
       Nadszedł czas odlotu. Władczyni na początku miała lecieć na Samarancie z Jaxem ,ale po długich namowach Debery i Jaxoma oraz przekonaniach Maxa Rangul zgodził się aby dziewczyna poleciała na Carencie z  Tilonem.  Gdy Władczyni wygodnie usadowiła się na karku smoka wznieśli się na odpowiednią wysokość weszli w otchłań. Rzeczywistość przestała istnieć. Było tylko zimno i ciemność. Po trzech uderzeniach serca wyłonili się nad Warownią Han Rahan. Gdy wylądowali chłopak pomógł jej zsiąść z Carentha. Na Wewnętrznym  Dziedzińcu było mnóstwo wirujących w tańcu par. Debera zwinnie prześlizgnęła się obok, wzięła kieliszek tutejszego białego wina ( najlepszego wina na smoczych wyspach) i poszła poza teren Warowni. Usiadła na trawie, położyła głowę na kolanach i patrzyła na gwiazdy. Nagle usłyszała czyjeś kroki, więc wstała i obróciła się. Zobaczyła Jaxoma. 
-Co ty tu robisz?- zapytała z kwaśną miną. 
-To ja powinienem ciebie zapytać co tutaj robisz. Powinnaś być na Dziedzińcu. 
-To tak jak ty ,poza tym mówiłam że nie lubię imprez. 
-Ja to co innego. Chodź na Dziedziniec- widząc jej minę dodał-Albo siedź sobie sama w tych ciemnościach jeśli to cię uszczęśliwia. 
-Tak uszczęśliwia mnie to. Możesz już iść?!-powiedziała nawet grzecznie. 
-Już mnie nie ma-powiedział na pożegnanie. 
Debera wróciła do swojego poprzedniego zajęcia, jednak  po paru godzinach  zrobiło jej się zimno więc poszła na ogrzewany przez ogień Dziedziniec. Po kilkudziesięciu minutach zaczęło jej się nudzić, chociaż do tańca prosiło ją paru(nastu) jeźdźców. Siedziała więc dalej słuchając muzyki,patrząc na stopy i od czasu do czasu popijając wino. Nagle nad głową usłyszała czyjś głos: 
- Mogę prosić do tańca- podniosła głowę.To co zobaczyła zbiło ją z tropu.Jaxom?! 
-Raczej ni...-nie dając jej skończyć, chwycił jej dłoń i wciągnął ją na parkiet. 
-Co ty robisz!?- zapytała gniewnie. 
- Tańczę z tobą. Nie bądź taka zła, jest Zgromadzenie. Rozluźnij się-powiedział z błyskiem w oku. 
Już miała coś powiedzieć, ale zamiast tego uśmiechnęła się i dała się porwać w wir tańca. Nagle jej niebieskie niczym morze oczy spotkały się z jego bursztynowymi,błyszczącymi oczami.Tym razem w jej oczach nie było gniewu,lecz radość, a jego zimne oczy patrzyły na  nią niezwykle ciepło. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie- pomyśleli oboje.Niestety piosenka już się kończyła. Gdy zabrzmiały ostatnie akordy grane przez harfiarzy dziewczyna spuściła głowę i lekko się zarumieniała, a następnie pośpiesznie wyszła. Chłopak miał pobiec za nią ale stracił ją z oczu. Wiedział że była to jego najszczęśliwsza chwila zaraz po Naznaczeniu Samatantha. Wiedział również że juto znów będą drzeć ze sobą koty. 
Leciała już kolejna piosenka. Jaxom usiadł zrezygnowany przy stole. W tej samej chwili inna para zatapiała się w swoich oczach. Dziewczyna o czarnych, prostych włosach, niebiesko-szarych oczach w czerwonej sukni tańczyła z wysokim, przystojnym brunetem ubranego w czarny garnitur. Sawana i Max. Była to już ostatnia piosenka. Na jej końcu para pocałowała się.
Całą scenę obserwował Jax. Cieszył się szczęściem brata, ale gdzieś na samym dnie jego serca pojawiło się ukłucie zazdrości , ponieważ przed oczami miał znów obraz Debery. 
-Nie każdy ma szczęście w miłości- podsumował.

Zapowiedź Niebezpieczeństwa


(narracja 3 os.) 
     Po 6 miesiącach na niebie zawisła niebieska gwiazda. Oznaczało to że za niedługo zacznie się śmiercionośny Opad .Nikt nie wierzył że Opad powróci. Ani Warownie ani Smocze Wyspy. Z małym wyjątkiem. Debera, Jax i osoby z jego skrzydła wierzyły w nadejście nowych czasów. Nastała zima. Na Smoczej Wyspie Felan wiodło się nie najlepiej. Czas mijał powoli. A co najważniejsze Rillneth rosła. Była to jedyna dobra wiadomość. Wszyscy młodzi jeźdźcy czekali na to kiedy nowa królowa wzniesie się do swojego pierwszego lotu godowego. Jeździec którego smok dogonił królową zastawał Władcą.  
    Pomimo iż na Smoczej Wyspie Felan  było najmniej jeźdźców,
była najlepiej przygotowana. Podczas Gier Wiosenny zużywali bardzo mało smoczego kamienia, żaden smok nie odszedł w otchłań z powodu ran i żaden jeździec nie został ranny. Jedyny problem to brak chęci wśród jeźdźców. Tylko parę osób zostało wychowane z duchem Tradycji. 
  Głód przebił otoczkę snu Rillneth. W tym samym momencie do komnaty królowej wszedł Jaxom. 
 - Straż pojawia się w dobrym momencie aby życzyć Rillneth dobrego dnia- powiedziała na powitanie Debera z nutą  sarkazmu w głosie. Nie była zbytnio zadowolona z jego niezapowiedzianej wizyty. 
-Dobrego dnia Rillneth- powiedział Jax do złotej królowej. 
- Jestem taaaakaa głodna- powiedziala Rillneth.
-Najpierw kąpiel- powiedziała Debera- Bo gdy tylko jaskinia którą nazywasz swoim brzuchem jest pełna ledwo pełzasz, a jesteś już za duża żeby cię nosić! 
 W umyśle posłyszałam śmiech Samarantha. 
- Jeśli mam się kąpać przed jedzeniem to szybko.-powiedziala smoczyca. 
-Samaranth mówi, że powinniśmy spełnić jej prośby. -rzekł jego jeździec.
 Debera już miała mu dać ostrą odpowiedź że sama słyszała co mówił Samaranth, ale chciała zobaczyć jego miną gdy mu to powie. Sama nie wiedziała dlaczego, ale musiała się z nim drażnić. Kiedyś przebije się przez tę jego powłokę i dopiecze mu do żywego. 
 Gdy smoczyca ponagliła ich Debera szybko podbiegła do niej i zaczęła drapać ją po obrzeżach oczu zatapiając się w jej tęczowym spojrzeniu. Jej twarz miała dziwnie czuły wyraz. Raz może dwa gdy się nie pilnowała Jaxowi udało się zobaczyć wyraz  miłości i czułości. Wiele by dał by i  na niego tak spojrzała. Zaraz, zaraz czy on naprawdę tak pomyślał!? 
-Chyba mi odbija- powiedział cicho. 
-Mówiłeś coś? - zapytała 
-Nie, nic- powiedział.       
-No dobra, lecimy na pastwisko?-spytała. 
 Debera i Jaxom  lecieli na Samarancie patrząc jak Rillneth niezdarnie szybuje .Debera tylko raz leciała na swojej smoczycy.Wpadły  wtedy w sztorm i wleciały do morza. Tak właśnie znalazły się tutaj.  
 Gdy byli już na pastwisku Debera usiadła na lewej łapie Samarantha. Wszyscy troje patrzyli jak smoczyca zjada jednego kozła po drugim. Gdy zjadła piątego Debera wstała i powiedziała: 
-Może już wystarczy? Inni też muszą coś jeść.
-Jestem królową i mam pierwszeństwo- podsumowała. 
  Debera w odpowiedzi, tylko cich westchnęła.
-Posłuchaj, za trzy dni jest Zgromadzenie w Warowni Han Rahan...- powiedział 
-Iiii? 
- Jako Władczyni Smoczej Wyspy Felan jesteś obowiązkowym gościem..
-O, nie. Nigdzie nie idę. Po pierwsze  Rillneth jeszcze dobrze nie lata, a ja nawet nie wiem jak wejść w otchłań. Po drugie nie mam co na siebie włożyć. Po trzecie nie lubię imprez! 
- Po pierwsze polecisz z innym jeźdźce, po drugie Manora coś dla ciebie uszyje ,a po trzecie nie masz nic do gadania! -wrzasnął 
-Nie krzycz na mnie! A poza tym co tobie tak zależy żebym tam poszła?! Co?! 
- Nie zależy , tylko przypominam ci o twoich obowiązkach!  
  I tak zaczęła się kłótnia. Oni zawszę się kłócili i to zwykle o byle co. Mogli by na siebie tak wrzeszczeć nie wiadomo ile gdyby ich kłótni nie przerwał Max - przyrodni brat Jaxa, młodszy od niego o rok.
 - O co znowu poszło ?-zapytał 
- O nic!!!- wrzasnęli na niego.
-Jeśli Władczyni pozwoli chciałbym się oddalić- powiedział Jax 
-Wynoś się!!- odpowiedziała 
 Max stał oniemiały. Jego brat zwykle oaza spokoju, który nigdy nie dał się nikomu wyprowadzić kłócił się o byle co z dziewczyną. Co prawda nie byle jaką , bo jeźdźczynią królowej o ostrym humorze i trzeba przyznać tak wkurzającej, mądrej,sprytnej jak i ładnej.
Gdy szła korytarzem dolnych jaskiń zwracała na siebie spojrzenia wszystkich jeźdźców, ale ona nie zdawała sobie z tego sprawy.Zawsze przechodziła  obojętnie.

Nowy wymiar


Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przez cały czas myślałam  o tym co powiedział mi Jax. Jaxom nie jest taki ponury jak mówił Cliser. Czułam w nim jakiś chłód, ten chłód to pewnie ostrożność.I te jego jasne, bursztynowe oczy są takie... pełne inteligencji i zimna.Moje rozmyślania wyrwały ze snu Rillneth, która przekazała mi, że znowu miała sny w których było tak zimno. Ostatnio ja też miałam koszmary, może sny które miewa Rillneth są echem moich koszmarów. Przecież smoki czerpały od ludzi mądrość i ład, a gdy smok zastał ranny, ból odczuwał także jeździec i na odwrót. Jednym słowem jeździec i jego smok odczuwają  to samo. 
   Położyłam się spać dopiero o 5.00 rano , a o siódmej ze snu wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.  Przewróciłam się na brzuch i nakryłam głowę poduszką. 
-Debera! Wstawaj !, albo chociaż otwórz te drzwi!!! -rozpoznałam głos Jaxa. 
-Człowieku jest siódma rano!!- krzyknęłam. 
Próbowałam zignorować jego wrzaski i dobijanie do drzwi, ale wiedziałam, że i tak nie usnę. Wstałam, włożyłam szlafrok i podeszłam do drzwi. 
- Czego!?- powiedziałam 
-Ktoś podpalił dom.......yyy...jak mu to było?
-Naton- pochwyciłam myśl smoka Jaxoma choć była skierowana wyłącznie do niego. 
-Naton-powiedział równocześnie ze smokiem
-Co z nim? - zapytałam przejęta.  Znałam go był moim przyjacielem .
Poznałam go na praktykach u Larada Mistrza Weterynarii.   
-Żyje-powiedział oschle. 
-I?!- zapytałam zirytowana- Kto to zrobił? Wyślij skrzydła na poszukiwania to im nie może ujść na sucho! 
-Po pierwsze nie mamy tyle smoków aby wysyłać je gdzie popadnie  gdy zbliża się Zagrożenie, po drugie nie jestem władcą tej wyspy,  a Rangul obecny władca twierdzi że to nie problem smoczych ludzi. Poza tym na wyspie nie ma królowych gotowych do godów i  ta sytuacja długo się nie zmieni. - powiedział beznamiętnym tonem .
- To niech Elden, Kehog czy nawet Lodney prześle gotową smoczycę ! - wrzasnęłam dobrze wiedząc że inne Smocze Wyspy mają nadmiar smoków, a i Warownie nadsyłają obfite daniny. Smocza Wyspa Felan  była najmniej szanowana i uważana za zbędną chociaż została skolonizowana  jako druga. Warownie od lat nie płaciły nam danin. Wiedziałam to wszystko bo jako jedyna dziewczyna dosiadająca królowej zostałam kronikarzem i pobierałam nauki u Rangula, aby gdy Rillneth wzniesie się do godów zostać Władczynią Smoczej Wyspy . 
-Wiesz dobrze, że one nic nie dają za darmo, a Rangul nie zgodzi się  na handel wymienny! - powiedział oschle- To nie jedyny nasz problem. 
- O czym ty w ogóle  mówisz ? - zapytała zła że ja jeźdczyni królowej dowiaduje się o wszystkim  ostatnia.
-Lord Warowni Sengon, Teron planuje atak zbrojny na naszą wyspę. -powiedział.
- I mówisz o tym z takim spokojem!?  Przecież mogą zginąć niewinni ludzie!- powiedziałam rozzłoszczona- Zrób coś z tym.
- Ja jako dowódca skrzydła niewiele mogę zrobić, ale ty jako przyszła Władczyni Smoczej Wyspy Felan możesz wiele- w jego ustach mój tytuł zabrzmiał jak obelga. Już mu miałam coś powiedzieć ale stwierdziłam że nie dam mu się dzisiaj wyprowadzić z równowagi, na co zapewne liczył.  
- Masz rację- odpowiedziałam spokojnie 
-Co?! 
- Powiedziałam że masz rację- powtórzyłam . Aha może w końcu uda mi się coś od niego wyciągną na temat tej historyjki którą mi opowiedział. Rozzłoszczonych ludzi łatwiej kontrolować i ,, naginać " ich umysły. Ale jeźdźcy łatwiej wyczuwają próby manipulowania nimi. Nieważne w końcu jestem telepatką na równi ze smokami  jak stwierdziła  wyrocznia. Potrafię też porozumieć się z każdym smokiem. Hmmm może by to wykorzystać.

Początek

Pewnego dnia obudziłam się w zupełnie obcym domu. Przede mną siedział jakiś chłopak. Nie mógł być o wiele ode mnie starszy. 
- Wreszcie się obudziłaś tajemnicza damo- powiedział.
- Co ja tu robię ? - zapytałam. 
-  Nie wiem. Morze wyrzuciło cię na brzeg.- odparł wpatrując się we mnie dziwnie. 
Szybko wstałam na nogi przypominając sobie o Rilneth, ale poczułam ból w prawej kostce i znów usiadłam. 
-Rilneth!- krzyknęłam mimowolnie.
- A więc to o nią ci chodzi. Samaranth ją uspokaja.-mówił - Zdziwiło mnie, że wylądował tu smoczy jeździec. 
- A ty nim nie jesteś? - spytałam. 
- Jestem, jestem-powiedział zdawkowo- Jak ci na imię? 
- Debera - powiedziałam dumnie. 
- Jaxom, ale wszyscy mówią mi Jax.   
- Skąd masz taki medalion- zapytałam, widząc jak bardzo jest podobny do mojego.Była to jakby druga połowa mojego przypominającego smoka medalionu.
-A co cię to tak ciekawi !?- bardziej powiedział niż zpytał.
-Tak mnie to ciekawi, bo mam taki sam. Znaczy się bardzo podobny-powiedziałam, wyciągając medalionik zza tuniki. 
W pomieszczeniu zapanowała pełna napięcia cisza. Patrzył na mnie niewidzącym wzrokiem, widać było że rozmawia ze swoim smokiem na mój temat. Po piętnastu minutach cicho westchnął i powiedział: 
- Na świecie jest tylko osiem takich medalionów.-ciągnął - Cztery należą do kobiet, a cztery do mężczyzn.
- I co tylko tyle  ?! - zapytałam rozdrażniona,  bo czułam, że nie mówi mi wszystkiego. 
-Reszty dowiesz się w swoim czasie.- odpowiedział spokojnie, ale usłyszałam nuty niepokoju w jego głosie.
-Możesz mi powiedzieć gdzie ja jestem ?- zapytałam grzecznie, zmieniając temat.
- Jesteś na Smoczej Wyspie Felan.- powiedział. -Jak dawno temu Rillneth się wykluła? 
- Rok temu.- odpowiedziałam - Ma to jakieś znaczenie ? 
- I tak, i nie- rzekł tajemniczo. -Chodź, pomogę ci dojść do lekarza. Chyba zwichnęłaś kostkę.
-Dziękuje -powiedziałam wdzięczna za pomoc. 
                                              *** 
-Jestem Cliser -powiedział lekarz o dużych szarych oczach skrytymi za grubymi szkłami okularów - Usiądź sobie.
Posłusznie usiadłam. Po oględzinach doktor zapytał jak się tak urządziłam. Gdy odparłam, że nie wiem wstał i powiedział :
-Poczekaj tu , zawołam Jaxoma aby ci pomógł. Dobry z niego chłopak, choć trochę ponury.
-Nie trzeba- powiedziałam pospiesznie- Sama sobie poradzę, a poza tym mam Rillneth do pomocy. - uśmiechnęłam się czule na myśl o mojej pięknej, złotej smoczycy.
- No skoro tak mówisz...- powiedział Cliser.
Z opatrzoną już kostką podeszłam niezdarnie do mojego smoka.
-Jak się czujesz?- zapytała smoczyca. 
- Już dobrze- powiedziałam na głos.- A ty jak się czujesz?  
-Też dobrze, a Samaranth ciągle mnie rozśmiesza- powiedziała i spojrzała kokieteryjnie w stronę smoka Jaxoma.- Tylko swędzi mnie trochę trzeci grzebień .
- Zapytam Clisera czy ma jakąś oliwkę żeby cię nasmarować.-powiedziałam. 
Gdy wracałam od Clisera zza drzewa wyskoczył Jax krzycząc:
-BOOO!
Z wrażenia upuściłam oliwkę i o mało się nie przewróciłam.
- Niezły mi ponurak. - mruknęłam pod nosem. 
Schyliłam się po oliwę, która mi upadła . On też się schylił. Wtedy zaczęło dziać się coś dziwnego. Nasze medaliony połączyły się w jeden medalion.Szybko wstaliśmy a ja zapytałam rozzłoszczona: 
-Co się dzieje!?
-Yyyy.... to przez... te.. no..... magnesy.- wydukał Jax .
-Magnesy?- zapyta lam niedowierzająco. 
- Tak, magnesy- odparł Jax.
- No dobra , nieważne, pomóż mi to rozczepić.-powiedziałam.
Po dziesięciu minutach nieudanych prób wściekła wrzasnęłam:
-Mocne te magnesy!!!
-Chyba mam pomysł- powiedział
-Słucham-powiedziałam i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Zdejmijmy je z szyj- oświadczł.
- Nie zaszkodzi spróbować- powiedziałam zrezygnowana. 
Jak tylko ściągnęliśmy je z szyj od razu się rozłączyły.
- No to teraz musisz mi wszystko wytłumaczyć- powiedziałam twardo.